samidzis
Komentarze: 0
..Po pewnym czasie ich oczom zaczęło ukazywać się ogromne miasto.
Podobne do ziemskich metropolii, ale było w nim coś innego,
specyficznego. Im bardziej się zbliżali, tym bardziej młodemu
podróżnikowi wydawało się większe. Budynki niemal sięgały nieba.
Sądził, że widząc ich statek Neptuńczycy zdziwią się, jednak takie
wehikuły były tu na porządku dziennym. W końcu dolecieli do dużego
szklanego budynku, w kształcie połowy kuli.
- To chyba tutaj – rzekł profesor. – Nadajnik na to wskazuje.
Wysiedli
z pojazdu, byli podekscytowani. Profesor ruszył w stronę drzwi,
pozostali za nim. Drzwi były mechaniczne, a nad nimi widniał napis:
Profesor Diwak – wynalazca. Nagle odezwał się głos:
- Słucham panów – głos należał chyba do jakiegoś robota. – W jakiej sprawie przychodzicie?
- Przybyliśmy do profesora Ernesta – odparł profesor Brown.
- Proszę chwilę zaczekać.
Po
paru sekundach drzwi otworzyły się i stał w nich średniego wzrostu,
starszy mężczyzna. Miały siwe włosy i takie same wąsy. Uśmiechnął się i
rzekł:
- Wiedziałem, że się zjawisz, zawsze mogłem na ciebie liczyć.
-
A ja na ciebie – odparł Brown. – Dlatego przyleciałem jak najszybciej
mogłem. To moi towarzysze. Jay ma już doświadczenie w takich wyprawach.
Był ze mną podczas poprzedniej podróży. Marti McFlai to świetny pilot.
Rubeus jest silny i dobrze posługuje się bronią palną. Konan to także
siłacz, a oprócz tego zna się na broni białej. Will Smish świetnie
jeździ konno i strzela. Johny Smish jest sprytnym, wspaniałym strategiem. Jordi Laforge to z kolei świetny elektronik i złota rączka.
Beniamin Sisco dobrze gotuje i równie dobrze walczy.
- Widzę, że
skompletowałeś doborowy zespół. Na pewno się przydacie. Mamy tu ciężką
sytuację. Nasi zwiadowcy donoszą, że Nemezis może zaatakować w
przeciągu kilku dni. Zaczęliśmy już przygotowania do obrony, ale nie
sądzę żebyśmy mieli duże szanse na wygraną. Armia Nemezis jest potężna.
Uważam, że naszą jedyną szansą jest zniszczenie ich od środka.
- Co pan zamierza? – zapytał Rubeus.
- Chcę żebyście polecieli na Nemezisz misją sabotażową.
- To ciekawy pomysł – powiedział Konan.
- Ale raczej niełatwy do wykonania – dodał Will.
- Nie takie rzeczy się robiło – stwierdził Johny z przekąsem.
- Cieszę się, że się zgadzacie.
- Na tę wyprawę trzeba będzie nieco zmodyfikować mój pojazd, mogę skorzystać z twojego laboratorium? – zapytał Brown.
- Oczywiście. Bieżmy się do roboty, nie mamy dużo czasu.
Brown
i Diwak niemal od razu zaczęli pracować przy statku. Pomagali im tylko
McFlai i Jordi. Reszta miała czas wolny. Wraz z Beniaminem, Rubeusem i
Konanem chłopak poszedł zwiedzać miasto. Nic nie wskazywało, że lada
chwila może odbyć się atak. Ludzie przechadzali sie spokojnie,
załatwiali swoje sprawy, jakby nic nie miało się wydarzyć, zwykły dzień
tygodnia. Miasto było podobne do ziemskich, ale wszystko było
nowocześniejsze. Sklepy, domy, samochody, jeśli można tak nazwać
latające wehikuły.
Idąc dłuższy czas główną ulicą, podróżnicy
skręcili w jedną z bocznych, ciemniejszych uliczek. Przeszli kawałek i
zobaczyli trzech podejrzanych mężczyzn. Nie wyglądali na tutejszych.
- Coś mi się nie podobają – wyszeptał Sisco. – Ukryjmy się gdzieś i posłuchajmy o czym rozmawiają.
Tak
zrobili. Kryjąc się w cieniu, podeszli po cichu bliżej podejrzanych
typów. Byli ubrani w fioletowe stroje. Na głowach mieli hełmy z
metalowym rogiem, zbroja, którą nosili była nabita na ramionach
ćwiekami, a na nogach mieli wysokie buty z jakimiś silniczkami po
bokach. Pewnie można było w nich latać.
- Złożyłeś już sprzęt? – zapytał największy ze zbirów drugiego, który kucał przy jakiejś skrzynce.
- Nie bądź taki niecierpliwy szefie, przecież to nie jest takie proste!
- Nie mamy dużo czasu. Do jutra musimy wrócić na Nemezis.
- Nie wiem, czy to zabójstwo coś da. Przecież bez króla… – włączył się trzeci nieznajomy.
-
Nie dyskutuj! To rozkaz z samej góry! Mało mnie obchodzi, co ty sobie
myślisz. Dzięki temu zdążymy lepiej przygotować się i zawładnąć tą
planetą! A później kolejnymi. Aż w końcu opanujemy cały układ
słoneczny, a stąd już jeden krok do panowania nad całym wszechświatem.
Nie możemy zawieźć Mordraga, bo jeżeli nie wykonamy zadania, to nie
mamy po co wracać na Nemezis.
Sprawa nie wyglądała wesoło. Trzeba
było coś zrobić. Nagle rozległ się hałas. To Rubeus przypadkiem
przewrócił stojący nieopodal pojemnik. Mężczyźni odwrócili się w ich
stronę i wyciągnęli broń.
- Kto tam jest?! – krzyknął herszt bandy. – Niech się pokaże!
Wtedy z cienia wyszedł Konan. Zaczął udawać, że jest pijany. W tej
chwili Rubeus wdrapał się na kontener stanowiący naszą kryjówkę. Popisy
aktorskie Konana uśpiły nieco czujność zbirów. Przeszedł koło nich i
upadł na ziemię. Jeden z nich nachylił się nad nim, dwaj pozostali
patrzyli tylko. Od tej chwili wszystko działo się błyskawicznie. Rubeus
zeskoczył na dwóch stojących bandytów przewracając ich. Konan kopnął w
twarz trzeciego. A Jay z Beniaminem wybiegli, żeby im pomóc. Młody
podróżnik kopnął w brzuch podnoszącego się szefa, a Sisco uderzył
pięścią w twarz drugiego. Konan jednym ciosem dobił kopniętego przez
niego mężczyznę, a Rubeus podnosząc się z ziemi pomógł Beniaminowi w
walce. Pozostał jeszcze największy, który nieźle przyłożył Baderic’owi,
ale ten nie był mu dłużny. Ostatni jednak cios zadał Sisco uderzeniem w
tył głowy. Walka została zakończona przy ich niewielkich stratach.
Właściwie tylko chłopak miał podbite oko, a Rubeus lekko utykał.
Związali zbirów sznurem, który miał przy sobie Konan.
Trzeba było
powiadomić o tym zajściu resztę. Wzięli bandytów ze sobąi ruszyli do
laboratorium. Gdy wchodzili do środka nikt ich nie zauważył, bo wszyscy
byli zajęci pojazdem. Dopiero, gdy się zbliżyli, profesor Brown
odwrócił się. Był bardzo zdziwiony widząc ten niezwyły „bagaż”.
- Co się stało? – zapytał zdumiony. W tej chwili reszta pracująca przy statku zwróciła na nich uwagę.
- Złapaliśmy prawdopodobnie niedoszłych zabójców króla! – odpowiedział Jay z nie ukrywaną dumą.
- Tak. Gdy ich nakryliśmy właśnie szykowali się do zamachu – dodał Rubeus.
- Trzeba ich przesłuchać – stwierdził profesor.
Konan
ocucił nieprzytomnych mężczyzn, którzy nie wiedzieli za bardzo, gdzie
są i co się z nimi dzieje. Lecz po chwili doszli już do siebie i
zaczęli rzucać w nich wyzwiskami. Z góry było wiadomo, że raczej nie
będą chcieli współpracować. Profesor zadawał im pytania, ale na żadne
nie odpowiedzieli. Z wykrzykiwanych przez nich półsłówek można było się
tylko domyślić, że rzeczywiście są z Nemezis. Jednak nie chcieli
powiedzieć dla kogo pracują i czy mieli wspólników. Gdy młody podróżnik
wspomniał o tym jak podsłuchali ich rozmowę, w której była mowa o
Mordragu, profesor Diwak powiedział, iż jest to jeden z głównych
dowódców Nemeziańskiej armii. Nie było już właściwie wątpliwości, że
byli to wynajęci zabójcy...
Dodaj komentarz